04 maja 2013

N. 13


Justin
Nie jestem w stanie powiedzieć ile czasu staliśmy przyciśnięci do siebie na plaży. Dociskała do mnie każdy milimetr swojego ciała. Musiało być jej cholernie zimno, ale nic z tym nie robiła. Jej usta nabierały sinego odcienia. Oblizałem się wtedy i lekko ją pocałowałem. Jej dolna warga lekko zadrżała kiedy rozchylała usta. Mocniej objąłem ją w tali i wolno wsunąłem język do jej buzi. Wydawała się bardzo krucha i delikatna. Przy tym jej pocałunki były pewne, wiedziała jak to robić.
-Jesteś najpiękniejszą dziewczyną na świecie-szepnąłem jej do ucha.
Kąciki jej ust uniosły się na chwilę, ale zaraz potem opadły i odchyliła się ode mnie. Wokół było już ciemno i prawie nic nie było widać. Gdyby nie księżyc, który odbijał się w wodzie pewnie nie mógł bym jej zobaczyć. Nie miałem pojęcia co powinienem zrobić. Melly naciągnęła na siebie sweter, a potem skarpetki i buty. Nie patrząc na mnie uwagi przeszła obok i ruszyła w stronę samochodu. Po chwili ruszyłem za nią. Kiedy zauważyłem samochód ona już w nim była i patrzyła przed siebie w wielką ciemność.
-Możemy tu zostać na noc? Po wschodzie ruszymy do domu.
Przytaknąłem i usiadłem na miejscu kierowcy.

Melly
Kiedy obudziłam się moja głowa były dociśnięta do jego nagiego torsu. W nocy nakrył nas wszystkim czym tylko mógł i będąc przyciśniętą do Justina na tylnym siedzeniu nie czułam zimna. W nocy powiedziałam mu trochę za dużo i nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Jednak z drugiej strony czekałam tylko aż zacznie się przebudzać i będę mogła zobaczyć jego karmelowe tęczówki. Doczekałam tej chwili, ale dałam jej trwać tylko pół minuty. Usiadłam i założyłam na siebie koszulę nie zapinając wszystkich guzików, a potem sweter. Przesiadłam się na przednie siedzenie i przyglądałam się przez szybę budzącemu się słońcu. Słyszałam jak Justin ubiera się, a potem pojawił się obok mnie na swoim miejscu. Po chwili usłyszałam silnik i ruszyliśmy zostawiając za sobą wszystko to co wydarzyło się ostatniej nocy.

03 maja 2013

N. 12


Melly
Kiedy państwo Boling poinformowali mnie o swoim wyjeździe do rodziny, która mieszka w północnej części kraju. Na myśl, że tam jest jeszcze zimniej niż w Stratford zapytałam czy nie mogłabym zostać tutaj. Pani Boling stwierdziła, że nie ma to dla nich znaczenia i zgodziła się na to. Nie miałam pomysłu co będę robić sama przez cały weekend. Nie miałam żadnych pomysłów. W myślach miałam tylko dwa dni spędzone pod kocem oglądając filmy na komputerze z litrami gorącej czekolady.

Justin
Kiedy podjechałem pod dom Bolingów i zapukałem do drzwi moje ciało ogarniało przyjemne podniecenie. W drzwiach pojawiła się Melly w długim szarym swetrze i czarnych zakolanówkach. Widząc mnie wcisnęła za ucho kosmyk włosów i skrzyżowała nieśmiało nogi. Uśmiechnąłem się szeroko żeby podeprzeć ją na duchu.
-Chcę cię porwać-powiedziałem szybko.
-Kiepski z ciebie porywacz. Oni na początku udają kogoś miłego...
-Czekam przy samochodzie-wskazałem palcem na auto.-Zamknij wszystko i chodź-odwróciłem się.-Chyba, że się mnie boisz...-rzuciłem odchodząc.
Tym razem szybko ustawiłem się przy drzwiach dla pasażera żeby nie wyjść na jakiegoś palanta. Nie musiałem długo czekać, bo po chwili jej postać pojawiła się przy mnie i szybko wślizgnęła się na siedzenie. Kiedy zamknąłem drzwi i usiadłem na miejscu spojrzałem na nią wykorzystując chwilę kiedy ona była wpatrzona w przednią szybę. Nagle odwróciła się i spostrzegła jak patrzę się na jej nagie uda. Skarciła mnie spojrzeniem i naciągnęła sweter. Zaśmiałem się lekko i odpaliłem silnik.
Dziewczyna ani przez chwilę nie czuła się wystraszona czy coś takiego. Wychodziło na to, że albo mi ufała albo nic ją nie obchodziło. Przed nami była jakaś godzina jazdy. Nie mogę powiedzieć, żeby droga się nie dłużyła, bo wydawało się, że nigdy tam nie dojedziemy. W końcu byliśmy jednak na miejscu.

Melly
Kiedy samochód zatrzymał się myślałam, że aż podskoczę z radości. Na szczęście udało mi się opanować i spokojnie wyszłam z samochodu. Poczułam chłód na całym ciele. Na twarzy i dłoniach czułam małe igiełki. Wtedy Justin położył rękę na moim ramieniu. Spojrzałam na niego pytająco i może trochę z wyrzutem, jakimś zażenowaniem. Nie chciałam tego robić, bo zaczynałam go lubić, ale ciężko było pokonać własną naturę.
-Jesteśmy sami Melly.
Jesteśmy sami, nikt nie może nas zobaczyć i wszystko jest snem. Po chwili doszliśmy na brzeg jakiejś wody. Chłopak powiedział mi, że to ocean. Przyglądałam się przez chwilę smutnemu kolorowi fal. Niebo miało taki dziwny kolor, jak kredka, która zawsze była w opakowaniu, ale nigdy się jej nie używało, bo obok był piękny błękit, a po drugiej stronie granat jak nocne niebo w dobranockach. W tamtej chwili wydał mi się piękny, trochę romantyczny. Zsunęłam krótkie UGGi ze stóp, a potem zakolanówki. Czułam na sobie tylko wzrok towarzysza, bo jakby czytając w moich myślach dał mi szansę cieszyć się tą chwilą. Kiedy poczułam pod stopami zimny piach myślałam, że nie wytrzymam ani sekundy dłużej. Zacisnęłam mocno oczy i przygryzłam usta czekając aż trochę się przyzwyczaję. Potem podeszłam dwa kroki bliżej i czekałam aż mała fala mnie dosięgnie. Pozbyłam się ciemnego swetra i rzuciłam go za siebie aby się nie zamoczył. Pod nim miałam tylko koszulę, która doskonale przepuszczała wiatr. Czułam go dosłownie wszędzie. Odrywając wzrok od niekończącej się wody odwróciłam się przodem do Justina. Przyglądał mi się jakby zmartwiony, trochę zaciekawiony, zaintrygowany. Uśmiechnęłam się do niego leciutko nie poprawiając włosów, które wiatr rozwiewał na wszystkie strony.

24 kwietnia 2013

N. 11


Melly
Spacerując w poniedziałek z Evą przyglądałam się ciemnym liściom na drzewach. Było już chłodniej, więc chodziłam w skórzanej kurtce. Eva tego dnia była wyjątkowo niespokojna i co chwilę wybuchała płaczem. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu, ale musiałam czekać na koniec treningu Chrisa. Usiadłam z małą w parku na ławce. Bujałam ją na rękach kiedy znikąd pojawił się Justin. Dosiadł się do mnie, ale nie mówił za wiele.
-Zawiodłeś mnie.
-Hm?
-Myślałam, że będziesz mnie napastował telefonami przez całą noc.
Justin uśmiechnął się lekko i spoglądał na mnie. Ja cały czas patrzyłam się w niewidoczny punkt koło wysokiego drzewa. Pierwszy raz nie czułam się pewnie. Czekałam aż minie to pół godziny i będę mogła pójść odebrać Chrisa. Justin był wyjątkowo cichy. Ja też nic nie mówiłam, bo szczerze mówiąc nie miałam na co odpowiedzieć. W końcu czas jakoś ruszył i mogłam podnieść się z ławki. Delikatnie położyłam dziewczynkę do wózka. Od razu zaczęła się wiercić i szlochać. Zaczęłam bujać ją, ale nic to nie dawało. Musiałam wziąć ją znowu na ręce. Justin zaproponował, że poprowadzi wózek. Już miałam coś do niego syknąć, ale nie potrafiłam czegoś wypalić kiedy już zaczął go pchać. W połowie drogi Eva zasnęła na moich rękach, więc mogłam położyć ją do wózka. Podziękowałam mu za pomoc przechwytując czterokołowy pojazd. Odprowadził nas na boisko, gdzie właśnie kończył się trening. Justin przywitał się z Ryanem, który dziwnie się na niego spojrzał. Przygryzłam wargę przyglądając im się z pewnej odległości, kiedy podawałam Chrisowi butelkę z wodą. Nie chcę przebywać dłużej w tym miejscu ruszyłam w stronę domu. Na miejscu bawiłam się jeszcze trochę z Evą, której humor się już poprawił. Uśmiechała się do mnie radośnie, co wywoływało na mojej twarzy szeroki uśmiech. Kiedy dzieci były już w łóżkach rozłożyłam się na kanapie w swoim pokoju i siedziałam w internecie. Na górze ekranu nagle pojawiła się informacja o nowym SMSie. Szybko wcisnęłam świecący się pasek. „Dobranoc Melly”,przeczytałam i uśmiechnęłam się do siebie.

Justin
Szybko szedłem w kierunku szkoły gdzie miałem spotkać Melly. Byłem trochę spóźniony jeśli można to tak ująć, bo w rzeczywistości nie byliśmy nawet umówieni. Nie wiadomo kiedy zrobiło się tak zimno. Rozcierałem dłonie żeby trochę się ogrzać, ale to smukła sylwetka w brązowej kurtce podniosła temperaturę mojego ciała. Spojrzała w moim kierunku poprawiając oliwkowy szalik i przygryzła wargę pochylając głowę. Wyciągając ręce z kieszeni przywitałem się. Spacerowaliśmy wolnym krokiem ulicą Stratford. Czuliśmy się razem znacznie swobodniej i można powiedzieć, że zostaliśmy dość bliskimi znajomymi.
-Wydaję mi się, że cię lubię-powiedziałem starając się żeby mówić pewnie.
-W jakim sensie?-zapytała patrząc na mnie swoimi brązowymi oczami.
-Chyba zaprzyjaźniliśmy się-przeczesałem włosy z zakłopotaniem.
Chyba nie był to najlepszy moment na odkrycie przed nią moich uczuć. Chyba wszyscy dookoła spodziewali się, że tak to się skończy, ale moi przyjaciele i rodzina mieli racje mówiąc, że prędzej czy później będę chciał od niej czegoś więcej, bo będę ją darzył głębszym uczuciem. Zakochałem się w jej złożonej osobowości, tym, że nie zawsze jest miła, przyjemna, ale przy tym było w niej coś niesamowicie dobrego jakby była jakimś aniołem. Nie byłem jednak w stanie tego jej powiedzieć, bo nie chciałem zburzyć tego, co udało nam się stworzyć. Najgorsze było w tym wszystkim to, że ona nie odwzajemniała tego uczucia, nigdy nie odpisywała na moje SMSy i nie otwierała się przede mną. Nigdy nie mówiła nic o sobie, tzn. nie dowiedziałem się o niej nic nowego od czasu obiadu u dziadków. Tak znalazłem się w sytuacji bez wyjścia.

21 kwietnia 2013

N. 10


Justin
Od dnia kiedy Melly tak mnie zaskoczyła zacząłem odczuwać jeszcze większą chęć poznania jej bliżej albo chociaż spędzenia z nią większej ilości czasu. Od razu w poniedziałek czekałem na treningi maluchów i miałem gdzieś co pomyśli o tym Ryan. Siedziałem na trybunach i przysłuchiwałem się szelestowi liści, którymi poruszał jesienny wiatr. Nie pojawiła się ani ona, ani Chris. Nigdy się nie spóźniała,więc poszedłem do domu. Po drodze myślałem co się stało. Byłem lekko zażenowany, bo czułem się jakbym to ja był dziewczyną, a Melly chłopakiem, który mnie olał. Paskudne uczucie. Gdybym miał do niej telefon zadzwoniłbym, ale choć kilka razy zapytałem ją o niego, za żadnym razem mi go nie dała. Nie wiedziałem co powinienem zrobić. Trzy dni łaziłem i szukałem jej nie wiadomo gdzie. Potem się poddałem. Byłem zły i nie chciałem jej widzieć. Jeżeli chciała doprowadzić mnie do szaleństwa to jej się udało. Okazało się, że Ryan miał racje-była dziwaczką.
W weekend zdecydowałem się odwiedzić ją w domu Bolingów żeby wszystko wyjaśnić.
-Witaj Justin-przywitał mnie pan domu.
-Dzień dobry-zawachałem się.-Babcia kazała mi przekazać książki dla Melindy. Miała je odebrać we wtorek, ale się nie pojawiła. Mówiła, że są jej potrzebne-zacząłem wymyślać historię.
Mężczyzna z zastanowieniem przyglądał się moim pustym rękom.
-Mam je w samochodzie-wskazałem palcem na ulicę.-Trochę ich jest i nie wiem co dokładnie chciała.
-Dobrze, zaraz ją zawołam-powiedział.-Wejdź do środka.
Wszedłem do domu, ale trzymałem się blisko drzwi. Czułem się trochę niepewnie, więc zacząłem bujać się na piętach. Zobaczyłem ją schodzącą po schodach w ciemnych dżinsach i zielonej koszulce. Nie była zachwycona moją wizytą. Szybko wyszliśmy na dwór i ruszyliśmy do mojego samochodu, w którym jak oboje wiedzieliśmy nic nie było.
-Co się z tobą działo przez cały tydzień?-zapytałem.
-Nic.
-To dlaczego się nie spotkaliśmy?
-My się nie spotykamy.
-Do tej pory widywaliśmy się prawie codziennie. Całowaliśmy się nawet.
-To, że cię pocałowałam nic nie znaczy.
-Więc zrób to jeszcze raz.
-Chyba coś ci się pomyliło. To było nic nieznaczące i jednorazowe-powiedziała odwracając się przodem do domu.
Szedłem za nią, bo nie chciałem jej odpuścić. Miała mi jednoznacznie powiedzieć o co jej chodzi.

Melly
Chciałam żeby zostawił mnie w spokoju i po prostu odjechał. Nie mogłam powiedzieć mu tego co myślałam, bo nie byłoby to dobre dla żadnego z nas. Myślałam, że odejdzie, ale nie dawał za wygraną. Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich mój pracodawca. Uśmiechał się, ale nie był jakiś zachwycony tą wizytą.
-A co z książkami?-zapytał.
-To nie te, które chciałam-powiedziałam spokojnie.
-Zabiorę przy okazji książki, które ma u siebie żeby nie musiała iść do biblioteki-usłyszałam za sobą głos Justina.
-To miłe z twojej strony. Melindo, może zapisz na wszelki wypadek swój numer Justinowi, żeby nie doszło ponownie do takich nieporozumień?
Skrzywiłam się lekko żeby po chwili znowu sztucznie się uśmiechnąć. Poszłam na górę i zaczęłam szukać jakiejś książki. W końcu wzięłam jakiś słownik i zeszłam z nim na dół. Podałam go Justinowi. Na małej karteczce wręczyłam mu też zapisany numer pomijając jedną cyfrę. Rzucił na niego okiem.
-Chyba zapomniałaś o jakiejś cyfrze-powiedział nagle patrząc mi w oczy.
Nie wierzyłam, że to zauważył. Okazało się, że umie liczyć do dziewięciu. Zadziwiające. Gdyby obok nie stał cały czas pan Boling powiedziałabym coś odrzucającego, ale niestety sam chwycił on karteczkę i wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy.
-Na końcu powinno być 69, a nie samo 9-powiedział oddając karteczkę Justinowi.
Słysząc tę liczbę Justin miał się już roześmiać i spojrzeć na mnie znacząco, ale skarciłam go spojrzeniem i dałam mu znać, że na niego już czas. Wychodząc przeczesał dłonią włosy. Od razu zamknęłam za nim drzwi.
-To miły chłopak-powiedział pan B. i wrócił do do salonu.
Nie wiedziałam dlaczego wszyscy nazywają go „miłym chłopakiem”. Był całkowicie normalny i małomiasteczkowy. Pewnie gdyby przerysować jego postać na potrzeby filmu byłby tym dobrym chłopakiem, który na jakiejś farmie pomaga matce przy zwierzętach, a ojcu pomaga naprawiać samochody ubrany w biały, przybrudzony podkoszulek. Mnie osobiście denerwował, bo faktycznie był jakiś taki trochę idealny pod paroma względami. Jednak traciło to swój czar, kiedy się do mnie przyczepiał i był nachalny. Nie chciałam o nim długo myśleć, ale jakoś nie chciał opuścić mojej głowy. Zostaw mnie.

10 kwietnia 2013

N. 9


Melly
-Justin, może przyszlibyście do nas dziś na obiad-starsza kobieta zwróciła się do nas w bibliotece, która mieściła się przy szkole.
Justin spojrzał na mnie lekko skrępowany. Pewnie gdyby kobieta nie wydawała się taka miła albo gdyby on to zaproponował nie zgodziłabym się. Na początku lekko przygryzłam wargę, ale po chwili przyjęłam to zaproszenie i uśmiechnęłam się lekko. Justin był zdezorientowany, ale uśmiechnął się jakby nie wierząc w całą sytuację. Spodobało mi się to i zaśmiałam się w myślach.
Ich dom nie był ani wielki, ani piękny. Na półkach stało dużo zdjęć z jego dzieciństwa. Przyglądając się im spoglądałam na Justina, a on naprawdę się czerwienił. Pokazał mi też swój pokój. Był on bardzo kanadyjski jeśli można tak go nazwać. Miał plakaty jakiś zespołów sportowych na ścianach i kilka pucharów z hokeistami. Po jakimś czasie obiad był już gotowy, zeszliśmy na dół i usiedliśmy do stołu. Jego babcia była bardzo przyjemna, a dziadek przeuroczy. Czułam, że muszę powiedzieć coś o sobie, więc wspomniałam, że jestem spod Paryża, a tutaj przyjechałam na rok przerwy po skończeniu liceum. Trochę skłamałam, ale było to jeszcze w miarę przyzwoite kłamstwo. Justin stwierdził, że też ma jakby rok odpoczynku. To stwierdzenie lekko rozśmieszyło jego dziadków, więc sama też się uśmiechnęłam. Zazwyczaj w nowych miejscach byłam spięta, ale u nich aż tak się nie denerwowałam. Spokojnie brałam udział w rozmowie i nie czułam się obca.

Justin
Po obiedzie zdecydowałem odprowadzić Melly do domu. Wcześniej byłem trochę otępiały, ale trochę się rozluźniłem widząc, że dziewczyna lekko się uśmiecha. Może właściwie się nie uśmiechałam, ale na jej twarzy nie było żadnego grymasu, więc uznałem to za uśmiech.
-Dziadkowie cię polubili-powiedziałem spokojnie.
-Z wzajemnością.
-Jeśli będziesz miała ochotę zawsze możesz do mnie przyjść.
-Chyba do twoich dziadków. Ciebie widzę wystarczająco często kiedy zaczepiasz mnie na ulicy.
Pokiwałem zdezorientowany głową. Sprawiała, że nie wiedziałem co odpowiedzieć. Kiedy zbliżyliśmy się do pierwszego zakrętu przy domu Bolingów stwierdziła, że powinienem już wracać. Uśmiechnąłem się przyjaźnie i uniosłem rękę żeby pomachać jej na pożegnanie. Zazwyczaj po takim czasie była już dziesięć metrów ode mnie i szła do domu, ale tym razem nie uciekła tak szybko. Nagle złożyła na moich ustach najszybszy pocałunek na świecie. Spojrzałem na nią, ale była już wtedy te dziesięć metrów dalej. Nie wiedziałem czy za nią biec i prosić o jakieś wytłumaczenie, czy coś krzyknąć. Zamurowało mnie. Przyłożyłem dłoń do twarzy i odwróciłem się w stronę swojego domu. Przyzwyczaiłem się, że była dla mnie zimna jak lód i traktowała mnie jak jakiegoś zwykłego chłopaka, bo kolegą by mnie nie nazwała. Co to było?





09 kwietnia 2013

N. 8


Justin
Po tym sobotnim kinie długo nie mogłem zasnąć. Myślałem o jej zachowaniu. Wychodziło trochę na to, że wcale nie była taka niemiła dla wszystkich, owszem trzymała dystans i nie chciała śmiać się z naszych żartów, ale było w niej coś więcej. Jeszcze nigdy nie spotkałem tak złożonej dziewczyny. Odprowadzając ją chciałem lekko ją przytulić wiedząc, że na mały pocałunek się nie zgodzi, ale zanim się zebrałem już jej nie było. Dodatkowo kiedy krzyknąłem do niej „Dobranoc Melly” starając się wcześniej używać jej pełnego imienia odwróciła się tylko i powtórzyła żebym tak jej nie nazywał. Z drugiej strony czar trochę prysnął i zobaczyłem w niej lekko zagubioną dziewczynę. Poczułem, że chciałbym jej pomóc, sprawić, że będzie się czuła lepiej. Starałem się być jednak delikatniejszy. Działało.
-Justin, jutro też przyjdziesz do biblioteki?-babcia zapytała nagle przy kolacji.
-Biblioteki?-mama lekko skrzywiła się z rozbawienia.
-Przychodzi tam często pewna dziewczyna, która się chyba trochę mu spodobała.
-Babciu-lekko syknąłem.
-Po prostu chciałam powiedzieć, że nie musicie włóczyć się po ulicach, bo nasz dom jest zawsze otwarty.
W myślach od razu zobaczyłem minę Melly kiedy jej coś takiego proponuję. Nasze kontakty były za mało pewne i nie chciałem wszystkiego spieprzyć. Była moją znajomą i byłem usatysfakcjonowany.

Melly
Nie potrafiłam nazwać mojego związku z Justinem. Przyzwyczaiłam się trochę do jego wiecznych zaczepek na ulicy i już mi tak nie przeszkadzały. Nadal pojawiał się znikąd i przez kilka godzin w tygodniu męczył mnie swoimi gadkami o niczym. Sama podchodziłam do niego tylko kiedy grał, bo był to jedyny moment kiedy był skupiony i nie gapił się na mnie. Raz usiadłam na ławce naprzeciwko niego i przyglądałam mu się z zaciekawieniem. Pomyślałam, że mógł mieć drobne powody, aby być pewnym siebie przy dziewczynach. Może się podobać. Jednak dla mnie zbyt chłopięcy. Widząc, że jego butelka z wodą jest pusta zbierając się do domu postawiłam przy nim moją, którą chwilę wcześniej kupiłam. Spojrzał mi prosto w oczy wyciągając wysoki dźwięk. „Dzięki Melly” siedziało potem w mojej głowie przez następne piętnaście minut. Strasznie nie lubiłam kiedy ktoś się tak do mnie zwracał. Przynoszenie wody stało się potem małą tradycją. Raz w tygodniu zawsze szłam tamtędy z butelką żeby chwilę posłuchać jego śpiewu i zostawić ją odchodząc.
Po dwóch miesiącach w Stratford znałam je prawie jak własną kieszeń i przyzwyczaiłam się do takiego trochę prostszego życia. Nie chodziłam na żadne imprezy, nie łaziłam na zakupy, po prostu żyłam opiekując się dziećmi. Codziennie zaliczając długi spacer czułam się też jakby zdrowsza. Do rodziców nie dzwoniłam za często, ale żadna ze stron nie miała z tym większych problemów. Nie miałam im co opowiadać, bo każdy dzień był podobny i nic ciekawego się nie działo.

08 kwietnia 2013

N. 7


Justin
Chyba moje życie było za nudne i monotonne. Pewnie gdybym zajmował się czymś interesującym Melly nie zajęłaby wszystkich moich myśli. Codziennie gdzieś wychodząc wypatrywałem brązowych włosów i dużego czarno-zielonego wózka. Nie chciałem być nachalny chociaż tego można się było po mnie spodziewać patrząc na moje wcześniejsze zachowanie. Ryana wolałem już nie męczyć pytaniami i rozmową, bo kompletnie mnie nie rozumiał. Melly mi się nie podobała, po prostu chciałem być miły, bo wychodziło na to, że nikogo tu nie znała i mogło być jej smutno samej. Coś ze mną nie tak. Oszalałem. W weekend spotkałem się z Chazem i poruszyłem ten temat. Starałem się nie podawać za dużo szczegółów, żeby nie zareagował jak Ryan. Obiecał, że weźmie jakieś dziewczyny i pójdziemy do kina. Nie bylem tylko pewny kiedy miałem ją zaczepić. Nie chciałem liczyć na przypadek chociaż wypadłbym wtedy najlepiej. Boisko z Ryanem całkowicie odpadało.
-Babciu, mogę się o coś spytać z ciekawości?-zagadałem wieczorem.
Babcia była trochę zdziwiona, ale bardzo mi pomogła.

Melly
Mama zawsze mi powtarzała, że chłopakami nie można się bawić, bo to też ludzie. W sumie nie uważałam, że spotykanie się z dwoma nie mając chłopaka jest czymś złym. Później rzeczy się pozmieniały i nie miałam z tym żadnych problemów. Po tym jak wracając z kursów zobaczyłam twarz blondyna z prawie przyciśniętą twarzą do szyby. Lekko skrzywiłam się na ten widok. Wcześniej myślałam, że zaatakuje mnie już wcześniej. Z uśmiechem zaczął mówić, że się umówiliśmy i chciałby żeby do tego spotkania doszło. Nie wiedziałam czemu się tak do mnie przeczepił, ale zgodziłam się na te kino wiedząc, że przy kolejnym wolnym nie będę miała co ze sobą zrobić i pomyślałam, że swoim zachowaniem trochę go od siebie odtrącę. Nie miałam ochoty na wieczne zaczepianie i rozmowy z kimś takim jak on. Był przesadnie pewny siebie, a kim właściwie był żeby tak się zachowywać.
W sobotę ubrałam coś trochę ładniejszego od tego co noszę zazwyczaj i lekko się pomalowałam. Chłopak miał czekać na mnie za zakrętem żeby przypadkiem państwo Boling nie pomyśleli, że sobie jakiś tu chłopaków szukam. Zauważyłam go przy ciemnym samochodzie. Znowu się szczerzył. Szybko wsiadłam do środka nie czekając aż otworzy mi drzwi.
-Otworzyłbym-powiedział z nutą skrępowanie.
-Nie wątpię-powiedziałam bawiąc się paskiem torebki.
Przed budynkiem kina czekała na nas grupka młodzieży. Dwóch chłopaków i dwie dziewczyny. Przedstawiłam się im i mniej więcej przywitałam. Dwoje z nich, którzy są prawdopodobnie parą przez cały film się całowało. Czułam się lekko skrępowana, ale przestawałam taka być słysząc śmiech Justina, którego imię poznałam dopiero chwilę wcześniej. Jakim trzeba być idiotą żeby nawet się nie przedstawić?
Po filmie Chaz zaproponował żebyśmy poszli jeszcze na pizzę. Nie wiem czemu, ale wcześniej myślałam, że pójdziemy do McDonalda, bo w sumie... W sumie to nie wiem czemu tak myślałam. Kiedy powiedziałam to na głos zapanowała kilkusekundowa cisza, a potem wszyscy zaczęli się śmiać. Zupełnie nie rozumiałam o co im chodzi. Z sumie po wszystkim stwierdziłam, że bawiłam się z nimi lepiej niż przypuszczałam. Okazało się, że znajomi Justina nie są aż tacy źli i da się z nimi odrobinę porozmawiać.

07 kwietnia 2013

N. 6

Melly
Po jakimś czasie przyzwyczaiłam się do kilkugodzinnych spacerów i aż tak bardzo nie odczuwałam ich wieczorem kładąc się spać. Strasznie polubiłam też dzieci, bo przez ten czas zbliżyliśmy się do siebie. Moje kontakty z panią Boling też były w porządku. Odkryłam w sobie jakieś nieznane dla mnie wcześniej uczucie. Z dziećmi czułam się bardzo dobrze, byłam otwarta i znalazłam w sobie jakąś taką radość i chęć do życia. Lubiłam rozmawiać z Chrisem o różnych rzeczach i poznawać Stratford oraz życie jego oczami. Eva była wspaniałą kruszynką, którą uwielbiałam nawet przewijać. Większość czasu spędzaliśmy we trójkę. Czasem nie chciało mi się nawet iść na kursy. Były one jednak obowiązkowe, więc dwa razy w tygodniu chodziłam do szkoły, gdzie odbywały się zajęcia z angielskiego. Przez pierwszy tydzień miałam lekcje wspólnie z inną dziewczyną, ale później wyjechała i zostałam sama. Nie przemęczałam się na nich za bardzo, poznawałam tylko jakieś nowe słówka i pracowałam nad akcentem. Czas wolny był dla mnie prawie koszmarem. Chociaż powtarzałam pani Boling, że chętnie pobawię się dłużej z Chrisem odmawiała i prawie wypychała mnie z domu. Powtarzała wtedy, że każdy musi mieć trochę czasu dla siebie. Zaczęłam urządzać sobie samotne wycieczki. Często siadałam nad rzeką i przyglądałam się jak powoli płynie. Wracając stamtąd czasem wstępowałam po coś do sklepu. Jadąc rowerem usłyszałam czyjś śpiew i postanowiłam zawrócić. Z daleka zauważyłam jakiegoś chłopaka z gitarą na schodach teatru. Kiedy byłam już trochę bliżej rozpoznałam w nim tego nachalnego osobnika, który już kilka razy mnie zaczepił. Kiedy się nie szczerzył i po prostu grał był łatwiejszy do zniesienia. Zeszłam z roweru, wciągnęłam go na chodnik i podeszłam w jego kierunku. Ucieszyłam się, że mnie nie zauważył. Jakiś mężczyzna wrzucił banknot do futerału gitary, więc sama też wyciągnęłam z portfela dziesięć dolarów. Słysząc, że piosenka zaraz się kończy przygryzłam lekko wargę i odwróciłam się.
-Dzięki Melly-usłyszałam.

Justin
Dziewczyna jakby nagle zamarła. Myślałem przez chwilę, że będzie się chciała na mnie rzucić. Wciskając za ucho kosmyk włosów odwróciła się do mnie. Pierwszy raz patrzyła tylko na mnie. Nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu. Jej oczy były przesadnie szeroko otwarte, a usta ściśnięte, ale to mi się nawet podobało.
-Mam na imię Melinda. Poza tym skąd znasz moje imię?
-Ja...-zacząłem.
-Nie mów, że wyciągnąłeś to od Chrisa. Czego ode mnie chcesz?
Nie wiedziałem czemu miała do mnie aż tak złe nastawienie. Zazwyczaj kiedy zagadywałem do jakieś dziewczyny tak nie reagowała. Nic nie mówiąc zacząłem myśleć nad jakąś sensowną odpowiedzią. Coś mi się w niej spodobało kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem. Nie zakochałem się ani nie zostałem porażony jej urodą, ale ciągnęło mnie żeby zamienić z nią kilka słów. Jednak ona nie chciała nawet na mnie patrzeć.
-Pójdziesz ze mną... i moimi znajomymi-szybko dodałem-do kina?
-Czy są normalniejsi od ciebie i są wśród nich jakieś dziewczyny?
-Nie mam dziewczyny-powiedziałem szybko.
-Nie pytałam.
-Będziesz się dobrze bawić.
-Nie wątpię.
Po tych dwóch słowach wsiadła na rower i odjechała. Nie wiedziałem czy się właściwie zgodziła, czy nie. Cieszyłem się, że chociaż odpowiadała na moje pytania.

06 kwietnia 2013

N. 5

Justin

Kończąc szkołę myślałem, że nie będę już tak reagował na poniedziałki. Nic się jednak nie zmieniło. Zamykając rano lodówkę, z której wcześniej wyciągałem sok żeby się orzeźwić zawsze rzucała mi się w oczy kartka z kalendarza, na której babcia skreśliła pierwszy dzień tygodnia. Dochodziło do mnie, że cały poprzedni tydzień był taki sam jak poprzedni i ten rozpoczynający się też nie będzie się niczym różnił. Czułem, że tracę czas. Jako dzieciak miałem wielkie marzenia, ale na szalonych wizjach wszystko się kończyło. Czasem myślałem, że skończę jak mama. Była młodą kobietą, ale jej życie zatrzymało się kiedy była w moim wieku i mnie urodziła. Zaczęła pracować na kilku etatach żebyśmy jakoś przeżyli kolejny miesiąc, tydzień. Świadomość, że robiła to, abym ja nie musiał robić tego w przyszłości mnie zabijała. Czułem, że ich zawodzę.
Rano wyszedłem na pierwszą zmianę w fast foodzie. Musiałem pomóc w rozpakowaniu bułek i sosów. Wszystko jak zwykle. Ludzi było mało, bo dla uczniów zaczęła się szkoła, a inni byli w pracy. Tylko w porze lunchu mieliśmy co robić. Potem tylko trzy godziny i moja zmiana się kończyła. I tak przez cały tydzień...
Po obiedzie poszedłem do klubu, bo rozpoczynał się sezon piłkarski. Na początku grały najstarsze roczniki. Lubiłem się trochę wyżyć w grze. Z Ryanem byliśmy dobrymi partnerami i właściwie to my rządziliśmy na boisku. Po skończonym meczu usiedliśmy na pustych trybunach. Razem wypiliśmy chyba dwa litry wody. Tata Ryana podszedł do nas i zapytał czy nie moglibyśmy poćwiczyć z małymi czyli przedszkolakami. Kyle, który jest ich trenerem miał coś z dyskiem i nie dał rady przyjść. Postanowiłem zostać i pomóc przyjacielowi, bo nie wyobrażałem go sobie samego z gromadą dzieci. W przerwie poszliśmy coś zjeść do moich dziadków. Babcia stwierdziła, że pewnie będziemy tak wpadać na jedzenie nawet kiedy będziemy po pięćdziesiątce. Wzruszyliśmy wtedy ramionami lekko się śmiejąc. Trochę się zasiedzieliśmy i na boisko musieliśmy prawie biec. Kiedy byliśmy na miejscu kilkoro rodziców już na nas czekało. Ryan zaczął im tłumaczyć dlaczego nie było Kyle'a. W pewnym momencie pchnął mnie w brzuch.
-Witaj-powiedziałem.
-Tylko nie mów, że to ty ich trenujesz-powiedziała brunetka kładąc jedną rękę na biodrze, a drugą ściskając dalej wózek.-Przepraszam, gdzie jest trener?-zwróciła się do jakiejś matki.-Przecież dwóch nastolatków nie ogarnie gromady przedszkolaków.
-Ryan jest drugim trenerem i doskonale się spisuje-odpowiedziała kobieta.-A Justin to złoty chłopak-spojrzała na mnie z uśmiechem.-Chłopcom nic nie będzie.
-No dobrze-dziewczyna uśmiechnęła się lekko do kobiety.-Czy powinnam zostawić swój numer na wszelki wypadek?-krzyknęła do Ryana.
-Nie trzeba-rzucił idąc po piłki.
-Ale można-zapomniałem ugryźć się w język.
Dziewczyna lekko zmarszczyła brwi. Nie wiem co właściwie spodobało mi się w jej minie, ale nie mogłem opanować uśmiechu. To jeszcze bardziej jej się nie spodobało. Nic nie mówiąc przygryzła lekko wargę i odeszła wykręcając wózkiem.

05 kwietnia 2013

N. 4


Melly
Niedziela u Bolingów była jak jedno wielkie przedstawienie. Wstawali o 9, ubierali w eleganckie, jasne rzeczy i ruszali do kościoła. Nie byłam przyzwyczajona do takiego strojenia się do kościoła. Nie chodziło o brak szacunku i chodzenie w mini, ale nie widziałam nic złego w dżinsach. Pierwszej niedzieli odpuścili mi, ale w następnym tygodniu musiałam założyć sukienkę. W brzoskwiniowej sukience nie czułam się za dobrze, ale tego dnia ją założyłam. Będąc na miejscu podobało mi się, że wszyscy tak ładnie wyglądają, a msza jest urozmaicona o śpiew chóru. Po ceremonii ludzie jeszcze rozmawiali, pytali o samopoczucie. Poznałam jakiś sąsiadów, których wcześniej nie widziałam. Potem wracaliśmy do domu razem z dziadkami, którzy też byli w kościele. W domu pani Boling podawała obiad na najlepszej zastawie. Nad stołem ludzie rozmawiali raczej o zwyczajnych rzeczach, ale byli przy tym jacyś eleganccy. Jak dla mnie było to trochę sztuczne, ale może wydawało mi się tak, bo nie wtedy nie znałam jeszcze dobrze tej rodziny.

Justin
Wstając rano nie myślałem za wiele. Jak zwykle obudziła mnie babcia. Po wzięciu prysznica, a potem zjedzeniu śniadanie poszliśmy do kościoła. Lekko spóźniony poszedłem do sali, w której zawsze odbywała się ostatnia próba chóru. Wszyscy byli trochę zirytowani moim spóźnieniem, ale kiedy uśmiechnąłem się do nich atmosfera się rozluźniła. W trakcie mszy śpiewaliśmy różne pieśni. Kiedyś nie do końca to lubiłem, ale potem doszedłem do wniosku, że to odrywa mnie trochę od reszty życia. W pewnym momencie zobaczyłem nagle jakby plamę farby. Podnosząc wzrok zobaczyłem tamtą dziewczynę. Szybko oblizałem usta i szturchnąłem dziewczynę, która stała obok. Powiedziałem do niej, że chyba tamta lekko przesadziła ze strojem. Początkowo nie wiedziała o co mi chodzi, więc szeptem wytłumaczyłem jej, że za bardzo rzuca się w oczy. Katty wzruszyła tylko ramionami stwierdzając, że wygląda normalnie. Czy ja wariuję? Przecież w kościele widać tylko ją. Siedziała lekko skulona, ale starałem się zwrócić jakoś na siebie uwagę. Śpiewałem głośno trochę zagłuszając innych. Katty dała mi kuksańca, więc trochę się ogarnąłem. Po mszy co i raz sprawdzałem gdzie jest i z kim rozmawia. Okazało się, że ma coś wspólnego z Bolingami. Oblizałem górną wargę i lekko się zamyśliłem. W drodze powrotnej do domu spytałem od niechcenia mamy i dziadków kim jest ta dziewczyna od Bolingów. Żadne z nich nie potrafiło mi tego powiedzieć. Po obiedzie babci coś się przypomniało i powiedziała tylko, że jakaś drobna brunetka chodzi do szkoły językowej kilka razy w tygodniu i widuje ją czasami, kiedy jest w bibliotece. Nie była pewna czy to ona, ale usatysfakcjonowała mnie ta informacja.
Wieczorem spotkałem się z chłopakami. Siedzieliśmy za domem Ryana i gadaliśmy o jakiś bzdurach. Od dłuższego czasu próbowaliśmy coś dla siebie wymyślić, bo po ukończeniu szkoły żaden z nas nie miał na siebie pomysłu. Chaz dostał się do college'u, więc zostawaliśmy sami. Niby wcześniej stwierdziliśmy, że musimy zarobić trochę kasy i w przyszłym roku pojedziemy szukać szczęścia w Toronto, ale żaden z nas nie był zadowolony z tego co robił. Ryan pomagał ojcu w szkółce piłkarskiej i czasem robił coś w sklepie, a ja pracowałem w McDonaldzie, co śmieszyło wszystkich dookoła. Gdyby ktoś kilka lat temu powiedziałby mi, że będę sprzedawał hamburgery też bym się śmiał, ale właśnie tak skończyłem. Kiedy niebo zrobiło się czarne postanowiliśmy zakończyć nasze „obrady” i wrócić do domu.

04 kwietnia 2013

N. 3

Melly

Szykując się do wyjścia na nasz trzygodzinny spacer musiałam pamiętać o wielu rzeczach. Pierwszego dnia kartka, którą znalazłam w torbie przy wózku Evy z rysunkiem torby i strzałkami, co tam ma być wydal mi się trochę głupi, tzn. ja poczułam się głupia, ale okazała się ona przydatna. Patrząc na nią sprawdzałam czy wzięłam butelki, pieluchy, chusteczki i cały dziecięcy ekwipunek. Dla Chrisa musiałam mieć zawsze jakieś zdrowe przekąski i dwie butelki wody z witaminami. Chodziliśmy trochę w tę i z powrotem, zachodziliśmy czasem do marketu po drobne zakupy. Czasem ludzie trochę dziwnie mi się przyglądali, bo państwo Boling prosili mnie żebym przyzwyczajała Chrisa do francuskiego i zwracała się do niego w tym języku. Czasem śmiał się z mojego akcentu, a wtedy ja też się uśmiechałam.
-Przytrzymaj drzwi Chris-poprosiłam go wychodząc ze sklepu.
Drzwi szeroko się otworzyły. Byłam aż zdziwiona. Okazało się, że jakiś chłopak je trzyma.
-Proszę-usłyszałam straszną kopię francuskiego.
-Dziękuję-odparłam pchając wózek.
Eva lekko się wtedy przebudziła, więc podjechałam do najbliższej ławki żeby trochę ją pobujać, co bardzo lubiła. Czułam na sobie czyjś wzrok, ale starałam się o tym nie myśleć.

Justin
Nie wiedziałem co jest ze mną nie tak, ale nie mogłem przestać przyglądać się tej dziewczynie. Wyglądała na młodszą o kilka lat ode mnie, ale było coś w niej niezwykłego. Spotkałem ją już trzeci raz przy czym za każdym z nich obiecywałem sobie, że następnym razem to już na pewno zagadam. Onieśmielała mnie lekko. Po tym jak usłyszałem jak mówi po francusku coś się we mnie zablokowało i zacząłem kląć na wszystkie lata nauki tego popieprzonego języka. Chciałem żeby na mnie spojrzała, bo byłem pewien, że wtedy zmieniłaby swoje nastawienie. Po prostu podobałem się dziewczynom i byłem tego świadomy. Kiedy usiadła na tej ławce przed kwiaciarnią patrzyłem na nią jakby prosząc żeby lekko podniosła głowę. Za pierwszym razem była sama. Wtedy nie chciałem jej się pokazać, więc tylko ją obserwowałem. Potem szła z wózkiem i drugim dzieckiem drepczącym przy nodze. Od razu stwierdziłem, że musi być to jej rodzeństwo. Zastanawiałem się tylko czy przyjechała tu na wakacje. Kto chciałby spędzać tu wakacje? Z otworzoną puszką Pepsi przeszedłem kilka kroków. W oddali zobaczyłem nagle Ryana i pomachałem do niego żeby podszedł bliżej.
-Siadaj na chwilę-wskazałem ławkę i usiadłem na niej.
Ryan wyglądał na trochę zdziwionego, ale zrobił to. Zacząłem rozmawiać z nim o jakiś głupotach. Nagle zobaczyłem małą uśmiechniętą buźkę dziecka, które trzymała. Nie wytrzymałam i zacząłem robić do niego dziwne miny. Spodobało mu się. Chłopak walnął mnie lekko w brzuch. Nagle dziewczyna odwróciła głowę w naszym kierunku.
-Mógłbyś przestać?-powiedziała pewnym siebie głosem.
-Przepraszam-odparłem czarując ją swoim uśmiechem.
Liczyłem, że odwzajemni uśmiech, ale bez słowa odwróciła się i zaczęła pakować jakieś rzeczy do wózka. Po chwili wstała i odeszła. Dopiero wtedy spojrzałem na Ryana. Śmiał się ze mnie z satysfakcją w oczach. Widząc moje groźne spojrzenie lekko się opanował.
-Daj sobie z nią spokój. Jest jakaś pieprznięta.

N. 2


Melly
Mój pokój nie był duży, wielkością podobny do mojego w domu, ale spodobał mi się. Widać było, że się starali i poustawiali puste ramki na parapecie. Ściany były beżowe, pod ścianą stała rozkładana sofa, przy niej mały szklany stolik, a pod oknem coś w rodzaju biurka i drewniane krzesło. Okno wychodziło na ulicę. Co chwilę muskała je kanadyjska flaga, która była przyczepiona do ściany domu. W przeciwieństwie do mojego pokoju reszta domu była w mocnych kolorach. Wszystko ładnie przyozdabiane, radosne i przyjemne. Ot taki rodzinny domek.
Po kolacji pani Boling odeszła od stołu i wyjęła z regału zielony segregator, z którym do nas wróciła. Wyjęła z niego dodatkową umowę, którą po przeczytaniu podpisałam. Następnie wyjmowała kolejne kartki - przykładowy plan dnia, listę telefonów do lekarza, dziadków itp., spisane propozycje jedzenia z przepisami, lista alergenów dzieci i ogólne zasady panujące w domu. Wszystkiemu się przyglądałam z lekko udawanym zainteresowaniem, bo nie było tam nic ciekawego. Uczuleń prawie nie mieli, dania były proste, a zakazu palenia i picia w domu się spodziewałam. Lekko zaskoczyły mnie tylko dwa punkty. Miałam nie umawiać się z chłopakami. A czy ja tu przyjechałam chłopaka sobie szukać? Rodzice chcieli też żebym spędzała z dziećmi aktywnie czas na dworze w ilości trzech godzin dziennie niezależnie od pogody. Wydało mi się to lekką przesadą, bo oprócz tego chłopiec miał jeszcze jakieś treningi kilka razy w tygodniu.
-Możemy jeszcze podyskutować jeżeli coś ci nie odpowiada-powiedziała pani B.
-Nie, wszystko jest dla mnie zrozumiałe i będę się tego trzymać-uśmiechnęłam się lekko.
-W takim razie witaj w rodzinie Melindo-kobieta wygięła usta w szerokim uśmiechu.
Pierwsze dni były dla mnie ciekawe, bo wiadomo same nowości. Przyzwyczajałam się, że wszyscy mówią po angielsku. Pierwszego wolnego popołudnia poszłam sama zwiedzić miasto. W sumie to było tam ładnie. Ludzie nieśpiesznie chodzili i rozmawiali ze sobą pod sklepami. Jakieś dzieciaki jeździły na rowerach ciesząc się ostatnim tygodniem wakacji. Weszłam do cukierni kupić sobie jakieś ciastko. Wracałam trochę naokoło. Minęłam jakąś kawiarnie, teatr i nawet McDonalda. Aż się zdziwiłam, bo myślałam, że to za małe miasto. Aż się cofnęłam i tam weszłam. Wyglądał jak każdy inny. Nie lubiłam fast foodów, ale pomyślałam, że to trochę dziwne, że tylko weszłam i od razu wychodzę. Poprosiłam o waniliowego shake'a i usiadłam na wysokim stołku. Zagapiłam się na jakąś grupkę młodzieży. Obudź się. Nie chciałam im przeszkadzać, ale coś mnie korciło żeby zapytać ich co tu można robić. Chciałam mieć jakieś rozeznanie żeby następnym razem znać cel swojego spaceru. Zsunęłam się z krzesła i podeszłam do stolika przy oknie. Wyszło na to, że właściwie nie miałam po co wstawać. Powiedzieli mi tylko, że nie ma co tu robić. Mogli być jacyś milsi, ale ogólnie odniosłam wrażenie, że po prostu nie mieli ochoty ze mną rozmawiać. Wieczór spędziłam na kąpieli dzieci i układaniu ich do spania. Były bardzo grzeczne i ułożone. Kilkumiesięczna Eva prawie nie płakała, dobrze jadła i nie stwarzała żadnych problemów. Trzyletni Chris był czasem rozbrykany i pokrzykiwał w czasie zabawy, ale gdy prosiłam go, żeby był odrobinę ciszej od razu mnie przepraszał i poprawiał zachowanie. Chyba bardzo wyładowywał się na hokeju i piłce nożnej i dlatego od razu zasypiał. Najczęściej byłam z nimi sama, bo tata pracował w Toronto i wracał do domu na weekendy, a mama w ratuszu Stratford i przez większą część dnia też jej nie było. W sumie odpowiadało mi to, bo czułam się swobodnie chodząc po domu. Nie robiłam nic złego, ale zawsze to inaczej kiedy jesteś sama.

03 kwietnia 2013

N. 1

Melly
-->
Nadszedł wielki dzień. Mama była zdenerwowana, a tata nie ukrywał niezadowolenia z powodu mojego wyjazdu. Powtarzałam im, że to dla mnie lepszy niż bezczynne siedzenie i użalanie się nad sobą. Wyciągnęłam przed dom swoje wielkie czarne walizki. W sumie nie brałam aż tak dużo ubrań. Najwięcej miałam wygodnych spodni, bo wiedziałam, że bieganie za trzylatkiem nie będzie takie proste. W drodze na lotnisko letnie słońce ogrzewało moją jasną skórę. Przez okno przyglądałam się paryskim zabudowaniom. Lubiłam to miasto, ale chciałam zmienić całkowicie otoczenie i zapomnieć o życiowej porażce. Kochałam rodziców, ale ich też nie chciałam już widzieć. Już od tygodnia byłam myślami daleko od domu. Wcisnęłam się w kolejkę do odprawy i trochę po 12 byłam już po wszystkim i siedziałam tupiąc rytmicznie nogą w podłogę. Kiedy ogłoszono, że samolot do Toronto już jest gitowy energicznie ruszyłam do odpowiedniego wejścia. Lot był długi, ale podekscytowanie nie pozwalało mi zasnąć. Znajdywałam sobie różne zajęcia-słuchałam muzyki, czytałam książkę, grałam w głupią grę na telefonie. Za oknem był tylko ocean. Dało mi to do zrozumienia jak daleko wyjeżdżałam. Pierwszy raz zaczęłam się zastanawiać czy dobrze robię. W sumie wyjazd do jakiejś dziury w Kanadzie nie mógł być początkiem czegoś niezwykłego, o czym myślałam wcześniej mając w planach amerykańską metropolię. Chyba najbardziej chciałam się odciąć od wszystkiego i wszystkich, których zawiodłam. Pomysł au pair pojawił się trochę znikąd, ale dziwnie mi się spodobał. Dzieci raczej lubiłam i myślałam, że większych problemów z nimi nie będzie. Podobało mi się też to, że większą część czasu będę zajęta maluchami, bo nie chciałam myśleć o tym wszystkim, co zostawiłam we Francji. Nareszcie wylądowaliśmy. Szybko wzięłam torbę na ramię i ruszyłam do wyjścia. Weszłam do wielkiej hali lotniska. Wzięłam swoje walizki z taśmy i poszłam szukać swojej nowej „rodziny”. Wcześniej przysłali mi swoje zdjęcia i rozmawialiśmy na Skype, więc mniej więcej wiedziałam czego mogę się spodziewać. Zobaczyłam mała postać przyklejoną do szyby przy ruchomych drzwiach. Lekko zauroczył mnie ten widok i uśmiechnęłam się do siebie. W końcu wyszłam do oczekujących ludzi. Postać okazała się małym chłopcem z jaśniutkimi włosami. Nie odkleił się jednak od szyby choć właściwie się tego spodziewałam. Zauważyłam mężczyznę z tabliczką w ręce, na której było moje imię i nazwisko. Przygryzłam ze stresu wargę i ruszyłam do niego.
-Pan Boling?-zapytałam niepewnie.
-Witaj w Kanadzie Melindo-powiedział z szerokim uśmiechem.
Idąc do samochodu lekko mu się przyglądałam. Wydawał się dosyć miłym, bo uśmiech nie schodził z jego twarzy. Był wysokim brunetem z zielonymi oczami i dołkiem w brodzie. Miał na sobie jasną koszulę z podciągniętymi rękawami i ciemne dżinsy. Na parkingu wsiedliśmy do czarnego SUVa. Przestałam mu się wtedy przyglądać, bo mógł uznać to za trochę dziwne.
-Na żywo wyglądasz na młodszą-zerknął na mnie zatrzymując się na czerwonym świetle.-Będziesz dla dzieci bardziej jak starsza siostra niż opiekunka. Będą zadowolone.
Znowu przygryzłam wargę. Właściwie to nie wiem kim wolałabym być. Starsza siostra wydawała się fajna, ale opiekunka miała większą władzę jeśli można to tak nazwać.
W czasie jazdy samochód wypełniały niezobowiązujące rozmowy. Byłam lekko skrępowana i raczej powściągliwa. Pan Boling próbował trochę mnie zrelaksować żartami, ale jego poczucie humoru było dla mnie zagadką. Powiedział, że nie będzie teraz za dużo mówił o rodzinie i wyobrażeniu mojej pracy, bo razem z żoną zaplanowali już wieczorną kolację. Przez szybę przyglądałam się wysokim budynkom w Toronto. Potem nie były już one takie ciekawe. Stawały się skromniejsze i jakieś karłowate. Po niepełnych dwóch godzinach minęliśmy znak oznajmujący, że właśnie dojechaliśmy do Stratford. 32000 ludzi? Strasznie mało, pomyślałam.

02 kwietnia 2013

Prolog


Melly
Ostatnio w życiu za dobrze mi nie szło. Rodzice śmieją się ze mnie kiedy to mówię, bo przecież „moje życie dopiero się zaczyna”. Moim zdaniem ono właśnie się zatrzymało. W maju skończyłam 18 lat i liceum, ponieważ rok wcześniej poszłam do szkoły. Byłam pozytywnie naładowana i nie mogłam doczekać się już studiów. Wszyscy martwili się o to, czy się dostaną, czy też nie. O mnie zawsze mówili, że nie mam się czego bać, bo pewnie zdałam wszystko na 100%. Prawie na mnie krzyczeli, kiedy mówiłam, że nie jestem tego tak pewna. Szczerze, to im w to uwierzyłam i rzeczą oczywistą było dla mnie, że już za kilka miesięcy ruszę na uczelnię. Nie było to takie bezpodstawne, bo wszystkie egzaminy próbne pozdawałam na około 90%. W końcu nadszedł dzień wyników. Ze skupieniem popatrzyłam na rozpiskę przedmiotów. Starając się nie opuszczać głowy poszłam do łazienki i odkręciłam kran, aby nikt nie usłyszał mojego płaczu. Testy poszły mi źle, jak dla mnie to nawet bardzo źle. Szkoły, o których wcześniej myślałam stały się dla mnie nieosiągalne. Załamałam się tym i zdecydowałam odwrócić swoje życie do góry nogami. Rodzice powiedzieli, że wezmą kolejny kredyt i zapłacą za studia. Nigdy nie lubiłam zadowalać się półproduktami i nie przekonali mnie na to. Na początku chciałam ruszyć w długą podróż po świecie, ale po 1. trochę się tego obawiałam, a po 2. nie miałam dość pieniędzy. Znalazłam więc inne rozwiązanie-au pair. Rodzice trochę lepiej to przyjęli, ale i tak nie byli zadowoleni. Zaczęłam szukać rodziny w internecie. Początkowo chciałam wyjechać do jakiegoś dużego miasta w Stanach Zjednoczonych, ale skończyło się na miasteczku w Kanadzie. Wyjazd tam był łatwiejszy i rodzice stwierdzili, że będą mniej się o mnie martwić, bo francuski jest tam dość popularny. Jedna rodzina przypadła mi wyjątkowo do gustu i ja im też, bo poprzednia dziewczyna nagle zrezygnowała. Mamie wydało się to podejrzane, ale ona jak zawsze przesadzała. Właściwie to miałam wrażenie, że wszyscy wokół mnie mieli mnie za wariatkę i chcieli mnie jakoś zatrzymać, ale ja się nie dałam. Spieprzyłam sobie dwanaście lat mojego życia na ciągłej nauce, kursach, dodatkowych zajęciach, co miało się skończyć wymarzonymi studiami i znalezieniem niesamowitej pracy. Kariera kopnęła mnie jednak w tyłek, więc ja pokazałam swojej przeszłości środkowy palec i postanowiłam zacząć wszystko od początku.

Bohaterowie

 Melinda "Melly" Rose

Justin Bieber