07 kwietnia 2013

N. 6

Melly
Po jakimś czasie przyzwyczaiłam się do kilkugodzinnych spacerów i aż tak bardzo nie odczuwałam ich wieczorem kładąc się spać. Strasznie polubiłam też dzieci, bo przez ten czas zbliżyliśmy się do siebie. Moje kontakty z panią Boling też były w porządku. Odkryłam w sobie jakieś nieznane dla mnie wcześniej uczucie. Z dziećmi czułam się bardzo dobrze, byłam otwarta i znalazłam w sobie jakąś taką radość i chęć do życia. Lubiłam rozmawiać z Chrisem o różnych rzeczach i poznawać Stratford oraz życie jego oczami. Eva była wspaniałą kruszynką, którą uwielbiałam nawet przewijać. Większość czasu spędzaliśmy we trójkę. Czasem nie chciało mi się nawet iść na kursy. Były one jednak obowiązkowe, więc dwa razy w tygodniu chodziłam do szkoły, gdzie odbywały się zajęcia z angielskiego. Przez pierwszy tydzień miałam lekcje wspólnie z inną dziewczyną, ale później wyjechała i zostałam sama. Nie przemęczałam się na nich za bardzo, poznawałam tylko jakieś nowe słówka i pracowałam nad akcentem. Czas wolny był dla mnie prawie koszmarem. Chociaż powtarzałam pani Boling, że chętnie pobawię się dłużej z Chrisem odmawiała i prawie wypychała mnie z domu. Powtarzała wtedy, że każdy musi mieć trochę czasu dla siebie. Zaczęłam urządzać sobie samotne wycieczki. Często siadałam nad rzeką i przyglądałam się jak powoli płynie. Wracając stamtąd czasem wstępowałam po coś do sklepu. Jadąc rowerem usłyszałam czyjś śpiew i postanowiłam zawrócić. Z daleka zauważyłam jakiegoś chłopaka z gitarą na schodach teatru. Kiedy byłam już trochę bliżej rozpoznałam w nim tego nachalnego osobnika, który już kilka razy mnie zaczepił. Kiedy się nie szczerzył i po prostu grał był łatwiejszy do zniesienia. Zeszłam z roweru, wciągnęłam go na chodnik i podeszłam w jego kierunku. Ucieszyłam się, że mnie nie zauważył. Jakiś mężczyzna wrzucił banknot do futerału gitary, więc sama też wyciągnęłam z portfela dziesięć dolarów. Słysząc, że piosenka zaraz się kończy przygryzłam lekko wargę i odwróciłam się.
-Dzięki Melly-usłyszałam.

Justin
Dziewczyna jakby nagle zamarła. Myślałem przez chwilę, że będzie się chciała na mnie rzucić. Wciskając za ucho kosmyk włosów odwróciła się do mnie. Pierwszy raz patrzyła tylko na mnie. Nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu. Jej oczy były przesadnie szeroko otwarte, a usta ściśnięte, ale to mi się nawet podobało.
-Mam na imię Melinda. Poza tym skąd znasz moje imię?
-Ja...-zacząłem.
-Nie mów, że wyciągnąłeś to od Chrisa. Czego ode mnie chcesz?
Nie wiedziałem czemu miała do mnie aż tak złe nastawienie. Zazwyczaj kiedy zagadywałem do jakieś dziewczyny tak nie reagowała. Nic nie mówiąc zacząłem myśleć nad jakąś sensowną odpowiedzią. Coś mi się w niej spodobało kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem. Nie zakochałem się ani nie zostałem porażony jej urodą, ale ciągnęło mnie żeby zamienić z nią kilka słów. Jednak ona nie chciała nawet na mnie patrzeć.
-Pójdziesz ze mną... i moimi znajomymi-szybko dodałem-do kina?
-Czy są normalniejsi od ciebie i są wśród nich jakieś dziewczyny?
-Nie mam dziewczyny-powiedziałem szybko.
-Nie pytałam.
-Będziesz się dobrze bawić.
-Nie wątpię.
Po tych dwóch słowach wsiadła na rower i odjechała. Nie wiedziałem czy się właściwie zgodziła, czy nie. Cieszyłem się, że chociaż odpowiadała na moje pytania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz