Melly
Kiedy państwo
Boling poinformowali mnie o swoim wyjeździe do rodziny, która
mieszka w północnej części kraju. Na myśl, że tam jest jeszcze
zimniej niż w Stratford zapytałam czy nie mogłabym zostać tutaj.
Pani Boling stwierdziła, że nie ma to dla nich znaczenia i zgodziła
się na to. Nie miałam pomysłu co będę robić sama przez cały
weekend. Nie miałam żadnych pomysłów. W myślach miałam tylko
dwa dni spędzone pod kocem oglądając filmy na komputerze z litrami
gorącej czekolady.
Justin
Kiedy podjechałem
pod dom Bolingów i zapukałem do drzwi moje ciało ogarniało
przyjemne podniecenie. W drzwiach pojawiła się Melly w długim
szarym swetrze i czarnych zakolanówkach. Widząc mnie wcisnęła za
ucho kosmyk włosów i skrzyżowała nieśmiało nogi. Uśmiechnąłem
się szeroko żeby podeprzeć ją na duchu.
-Chcę cię
porwać-powiedziałem szybko.
-Kiepski z ciebie
porywacz. Oni na początku udają kogoś miłego...
-Czekam przy
samochodzie-wskazałem palcem na auto.-Zamknij wszystko i
chodź-odwróciłem się.-Chyba, że się mnie boisz...-rzuciłem
odchodząc.
Tym razem szybko
ustawiłem się przy drzwiach dla pasażera żeby nie wyjść na
jakiegoś palanta. Nie musiałem długo czekać, bo po chwili jej
postać pojawiła się przy mnie i szybko wślizgnęła się na
siedzenie. Kiedy zamknąłem drzwi i usiadłem na miejscu spojrzałem
na nią wykorzystując chwilę kiedy ona była wpatrzona w przednią
szybę. Nagle odwróciła się i spostrzegła jak patrzę się na jej
nagie uda. Skarciła mnie spojrzeniem i naciągnęła sweter.
Zaśmiałem się lekko i odpaliłem silnik.
Dziewczyna ani
przez chwilę nie czuła się wystraszona czy coś takiego.
Wychodziło na to, że albo mi ufała albo nic ją nie obchodziło.
Przed nami była jakaś godzina jazdy. Nie mogę powiedzieć, żeby
droga się nie dłużyła, bo wydawało się, że nigdy tam nie
dojedziemy. W końcu byliśmy jednak na miejscu.
Melly
Kiedy samochód
zatrzymał się myślałam, że aż podskoczę z radości. Na
szczęście udało mi się opanować i spokojnie wyszłam z
samochodu. Poczułam chłód na całym ciele. Na twarzy i dłoniach
czułam małe igiełki. Wtedy Justin położył rękę na moim
ramieniu. Spojrzałam na niego pytająco i może trochę z wyrzutem,
jakimś zażenowaniem. Nie chciałam tego robić, bo zaczynałam go
lubić, ale ciężko było pokonać własną naturę.
-Jesteśmy sami
Melly.
Jesteśmy sami, nikt nie może nas
zobaczyć i wszystko jest snem. Po
chwili doszliśmy na brzeg jakiejś wody. Chłopak powiedział mi, że
to ocean. Przyglądałam się przez chwilę smutnemu kolorowi fal.
Niebo miało taki dziwny kolor, jak kredka, która zawsze była w
opakowaniu, ale nigdy się jej nie używało, bo obok był piękny
błękit, a po drugiej stronie granat jak nocne niebo w dobranockach.
W tamtej chwili wydał mi się piękny, trochę romantyczny. Zsunęłam
krótkie UGGi ze stóp, a potem zakolanówki. Czułam na sobie tylko
wzrok towarzysza, bo jakby czytając w moich myślach dał mi szansę
cieszyć się tą chwilą. Kiedy poczułam pod stopami zimny piach
myślałam, że nie wytrzymam ani sekundy dłużej. Zacisnęłam
mocno oczy i przygryzłam usta czekając aż trochę się
przyzwyczaję. Potem podeszłam dwa kroki bliżej i czekałam aż
mała fala mnie dosięgnie. Pozbyłam się ciemnego swetra i rzuciłam
go za siebie aby się nie zamoczył. Pod nim miałam tylko koszulę,
która doskonale przepuszczała wiatr. Czułam go dosłownie
wszędzie. Odrywając wzrok od niekończącej się wody odwróciłam
się przodem do Justina. Przyglądał mi się jakby zmartwiony,
trochę zaciekawiony, zaintrygowany. Uśmiechnęłam się do niego
leciutko nie poprawiając włosów, które wiatr rozwiewał na
wszystkie strony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz