03 maja 2013

N. 12


Melly
Kiedy państwo Boling poinformowali mnie o swoim wyjeździe do rodziny, która mieszka w północnej części kraju. Na myśl, że tam jest jeszcze zimniej niż w Stratford zapytałam czy nie mogłabym zostać tutaj. Pani Boling stwierdziła, że nie ma to dla nich znaczenia i zgodziła się na to. Nie miałam pomysłu co będę robić sama przez cały weekend. Nie miałam żadnych pomysłów. W myślach miałam tylko dwa dni spędzone pod kocem oglądając filmy na komputerze z litrami gorącej czekolady.

Justin
Kiedy podjechałem pod dom Bolingów i zapukałem do drzwi moje ciało ogarniało przyjemne podniecenie. W drzwiach pojawiła się Melly w długim szarym swetrze i czarnych zakolanówkach. Widząc mnie wcisnęła za ucho kosmyk włosów i skrzyżowała nieśmiało nogi. Uśmiechnąłem się szeroko żeby podeprzeć ją na duchu.
-Chcę cię porwać-powiedziałem szybko.
-Kiepski z ciebie porywacz. Oni na początku udają kogoś miłego...
-Czekam przy samochodzie-wskazałem palcem na auto.-Zamknij wszystko i chodź-odwróciłem się.-Chyba, że się mnie boisz...-rzuciłem odchodząc.
Tym razem szybko ustawiłem się przy drzwiach dla pasażera żeby nie wyjść na jakiegoś palanta. Nie musiałem długo czekać, bo po chwili jej postać pojawiła się przy mnie i szybko wślizgnęła się na siedzenie. Kiedy zamknąłem drzwi i usiadłem na miejscu spojrzałem na nią wykorzystując chwilę kiedy ona była wpatrzona w przednią szybę. Nagle odwróciła się i spostrzegła jak patrzę się na jej nagie uda. Skarciła mnie spojrzeniem i naciągnęła sweter. Zaśmiałem się lekko i odpaliłem silnik.
Dziewczyna ani przez chwilę nie czuła się wystraszona czy coś takiego. Wychodziło na to, że albo mi ufała albo nic ją nie obchodziło. Przed nami była jakaś godzina jazdy. Nie mogę powiedzieć, żeby droga się nie dłużyła, bo wydawało się, że nigdy tam nie dojedziemy. W końcu byliśmy jednak na miejscu.

Melly
Kiedy samochód zatrzymał się myślałam, że aż podskoczę z radości. Na szczęście udało mi się opanować i spokojnie wyszłam z samochodu. Poczułam chłód na całym ciele. Na twarzy i dłoniach czułam małe igiełki. Wtedy Justin położył rękę na moim ramieniu. Spojrzałam na niego pytająco i może trochę z wyrzutem, jakimś zażenowaniem. Nie chciałam tego robić, bo zaczynałam go lubić, ale ciężko było pokonać własną naturę.
-Jesteśmy sami Melly.
Jesteśmy sami, nikt nie może nas zobaczyć i wszystko jest snem. Po chwili doszliśmy na brzeg jakiejś wody. Chłopak powiedział mi, że to ocean. Przyglądałam się przez chwilę smutnemu kolorowi fal. Niebo miało taki dziwny kolor, jak kredka, która zawsze była w opakowaniu, ale nigdy się jej nie używało, bo obok był piękny błękit, a po drugiej stronie granat jak nocne niebo w dobranockach. W tamtej chwili wydał mi się piękny, trochę romantyczny. Zsunęłam krótkie UGGi ze stóp, a potem zakolanówki. Czułam na sobie tylko wzrok towarzysza, bo jakby czytając w moich myślach dał mi szansę cieszyć się tą chwilą. Kiedy poczułam pod stopami zimny piach myślałam, że nie wytrzymam ani sekundy dłużej. Zacisnęłam mocno oczy i przygryzłam usta czekając aż trochę się przyzwyczaję. Potem podeszłam dwa kroki bliżej i czekałam aż mała fala mnie dosięgnie. Pozbyłam się ciemnego swetra i rzuciłam go za siebie aby się nie zamoczył. Pod nim miałam tylko koszulę, która doskonale przepuszczała wiatr. Czułam go dosłownie wszędzie. Odrywając wzrok od niekończącej się wody odwróciłam się przodem do Justina. Przyglądał mi się jakby zmartwiony, trochę zaciekawiony, zaintrygowany. Uśmiechnęłam się do niego leciutko nie poprawiając włosów, które wiatr rozwiewał na wszystkie strony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz