24 kwietnia 2013

N. 11


Melly
Spacerując w poniedziałek z Evą przyglądałam się ciemnym liściom na drzewach. Było już chłodniej, więc chodziłam w skórzanej kurtce. Eva tego dnia była wyjątkowo niespokojna i co chwilę wybuchała płaczem. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu, ale musiałam czekać na koniec treningu Chrisa. Usiadłam z małą w parku na ławce. Bujałam ją na rękach kiedy znikąd pojawił się Justin. Dosiadł się do mnie, ale nie mówił za wiele.
-Zawiodłeś mnie.
-Hm?
-Myślałam, że będziesz mnie napastował telefonami przez całą noc.
Justin uśmiechnął się lekko i spoglądał na mnie. Ja cały czas patrzyłam się w niewidoczny punkt koło wysokiego drzewa. Pierwszy raz nie czułam się pewnie. Czekałam aż minie to pół godziny i będę mogła pójść odebrać Chrisa. Justin był wyjątkowo cichy. Ja też nic nie mówiłam, bo szczerze mówiąc nie miałam na co odpowiedzieć. W końcu czas jakoś ruszył i mogłam podnieść się z ławki. Delikatnie położyłam dziewczynkę do wózka. Od razu zaczęła się wiercić i szlochać. Zaczęłam bujać ją, ale nic to nie dawało. Musiałam wziąć ją znowu na ręce. Justin zaproponował, że poprowadzi wózek. Już miałam coś do niego syknąć, ale nie potrafiłam czegoś wypalić kiedy już zaczął go pchać. W połowie drogi Eva zasnęła na moich rękach, więc mogłam położyć ją do wózka. Podziękowałam mu za pomoc przechwytując czterokołowy pojazd. Odprowadził nas na boisko, gdzie właśnie kończył się trening. Justin przywitał się z Ryanem, który dziwnie się na niego spojrzał. Przygryzłam wargę przyglądając im się z pewnej odległości, kiedy podawałam Chrisowi butelkę z wodą. Nie chcę przebywać dłużej w tym miejscu ruszyłam w stronę domu. Na miejscu bawiłam się jeszcze trochę z Evą, której humor się już poprawił. Uśmiechała się do mnie radośnie, co wywoływało na mojej twarzy szeroki uśmiech. Kiedy dzieci były już w łóżkach rozłożyłam się na kanapie w swoim pokoju i siedziałam w internecie. Na górze ekranu nagle pojawiła się informacja o nowym SMSie. Szybko wcisnęłam świecący się pasek. „Dobranoc Melly”,przeczytałam i uśmiechnęłam się do siebie.

Justin
Szybko szedłem w kierunku szkoły gdzie miałem spotkać Melly. Byłem trochę spóźniony jeśli można to tak ująć, bo w rzeczywistości nie byliśmy nawet umówieni. Nie wiadomo kiedy zrobiło się tak zimno. Rozcierałem dłonie żeby trochę się ogrzać, ale to smukła sylwetka w brązowej kurtce podniosła temperaturę mojego ciała. Spojrzała w moim kierunku poprawiając oliwkowy szalik i przygryzła wargę pochylając głowę. Wyciągając ręce z kieszeni przywitałem się. Spacerowaliśmy wolnym krokiem ulicą Stratford. Czuliśmy się razem znacznie swobodniej i można powiedzieć, że zostaliśmy dość bliskimi znajomymi.
-Wydaję mi się, że cię lubię-powiedziałem starając się żeby mówić pewnie.
-W jakim sensie?-zapytała patrząc na mnie swoimi brązowymi oczami.
-Chyba zaprzyjaźniliśmy się-przeczesałem włosy z zakłopotaniem.
Chyba nie był to najlepszy moment na odkrycie przed nią moich uczuć. Chyba wszyscy dookoła spodziewali się, że tak to się skończy, ale moi przyjaciele i rodzina mieli racje mówiąc, że prędzej czy później będę chciał od niej czegoś więcej, bo będę ją darzył głębszym uczuciem. Zakochałem się w jej złożonej osobowości, tym, że nie zawsze jest miła, przyjemna, ale przy tym było w niej coś niesamowicie dobrego jakby była jakimś aniołem. Nie byłem jednak w stanie tego jej powiedzieć, bo nie chciałem zburzyć tego, co udało nam się stworzyć. Najgorsze było w tym wszystkim to, że ona nie odwzajemniała tego uczucia, nigdy nie odpisywała na moje SMSy i nie otwierała się przede mną. Nigdy nie mówiła nic o sobie, tzn. nie dowiedziałem się o niej nic nowego od czasu obiadu u dziadków. Tak znalazłem się w sytuacji bez wyjścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz