10 kwietnia 2013

N. 9


Melly
-Justin, może przyszlibyście do nas dziś na obiad-starsza kobieta zwróciła się do nas w bibliotece, która mieściła się przy szkole.
Justin spojrzał na mnie lekko skrępowany. Pewnie gdyby kobieta nie wydawała się taka miła albo gdyby on to zaproponował nie zgodziłabym się. Na początku lekko przygryzłam wargę, ale po chwili przyjęłam to zaproszenie i uśmiechnęłam się lekko. Justin był zdezorientowany, ale uśmiechnął się jakby nie wierząc w całą sytuację. Spodobało mi się to i zaśmiałam się w myślach.
Ich dom nie był ani wielki, ani piękny. Na półkach stało dużo zdjęć z jego dzieciństwa. Przyglądając się im spoglądałam na Justina, a on naprawdę się czerwienił. Pokazał mi też swój pokój. Był on bardzo kanadyjski jeśli można tak go nazwać. Miał plakaty jakiś zespołów sportowych na ścianach i kilka pucharów z hokeistami. Po jakimś czasie obiad był już gotowy, zeszliśmy na dół i usiedliśmy do stołu. Jego babcia była bardzo przyjemna, a dziadek przeuroczy. Czułam, że muszę powiedzieć coś o sobie, więc wspomniałam, że jestem spod Paryża, a tutaj przyjechałam na rok przerwy po skończeniu liceum. Trochę skłamałam, ale było to jeszcze w miarę przyzwoite kłamstwo. Justin stwierdził, że też ma jakby rok odpoczynku. To stwierdzenie lekko rozśmieszyło jego dziadków, więc sama też się uśmiechnęłam. Zazwyczaj w nowych miejscach byłam spięta, ale u nich aż tak się nie denerwowałam. Spokojnie brałam udział w rozmowie i nie czułam się obca.

Justin
Po obiedzie zdecydowałem odprowadzić Melly do domu. Wcześniej byłem trochę otępiały, ale trochę się rozluźniłem widząc, że dziewczyna lekko się uśmiecha. Może właściwie się nie uśmiechałam, ale na jej twarzy nie było żadnego grymasu, więc uznałem to za uśmiech.
-Dziadkowie cię polubili-powiedziałem spokojnie.
-Z wzajemnością.
-Jeśli będziesz miała ochotę zawsze możesz do mnie przyjść.
-Chyba do twoich dziadków. Ciebie widzę wystarczająco często kiedy zaczepiasz mnie na ulicy.
Pokiwałem zdezorientowany głową. Sprawiała, że nie wiedziałem co odpowiedzieć. Kiedy zbliżyliśmy się do pierwszego zakrętu przy domu Bolingów stwierdziła, że powinienem już wracać. Uśmiechnąłem się przyjaźnie i uniosłem rękę żeby pomachać jej na pożegnanie. Zazwyczaj po takim czasie była już dziesięć metrów ode mnie i szła do domu, ale tym razem nie uciekła tak szybko. Nagle złożyła na moich ustach najszybszy pocałunek na świecie. Spojrzałem na nią, ale była już wtedy te dziesięć metrów dalej. Nie wiedziałem czy za nią biec i prosić o jakieś wytłumaczenie, czy coś krzyknąć. Zamurowało mnie. Przyłożyłem dłoń do twarzy i odwróciłem się w stronę swojego domu. Przyzwyczaiłem się, że była dla mnie zimna jak lód i traktowała mnie jak jakiegoś zwykłego chłopaka, bo kolegą by mnie nie nazwała. Co to było?





1 komentarz:

  1. kiedy dasz tutaj nowy rozdział? http://bieber-jn.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń