Melly
-Justin, może
przyszlibyście do nas dziś na obiad-starsza kobieta zwróciła się
do nas w bibliotece, która mieściła się przy szkole.
Justin spojrzał na
mnie lekko skrępowany. Pewnie gdyby kobieta nie wydawała się taka
miła albo gdyby on to zaproponował nie zgodziłabym się. Na
początku lekko przygryzłam wargę, ale po chwili przyjęłam to
zaproszenie i uśmiechnęłam się lekko. Justin był
zdezorientowany, ale uśmiechnął się jakby nie wierząc w całą
sytuację. Spodobało mi się to i zaśmiałam się w myślach.
Ich dom nie był
ani wielki, ani piękny. Na półkach stało dużo zdjęć z jego
dzieciństwa. Przyglądając się im spoglądałam na Justina, a on
naprawdę się czerwienił. Pokazał mi też swój pokój. Był on
bardzo kanadyjski jeśli można tak go nazwać. Miał plakaty jakiś
zespołów sportowych na ścianach i kilka pucharów z hokeistami. Po
jakimś czasie obiad był już gotowy, zeszliśmy na dół i
usiedliśmy do stołu. Jego babcia była bardzo przyjemna, a dziadek
przeuroczy. Czułam, że muszę powiedzieć coś o sobie, więc
wspomniałam, że jestem spod Paryża, a tutaj przyjechałam na rok
przerwy po skończeniu liceum. Trochę skłamałam, ale było to
jeszcze w miarę przyzwoite kłamstwo. Justin stwierdził, że też
ma jakby rok odpoczynku. To stwierdzenie lekko rozśmieszyło jego
dziadków, więc sama też się uśmiechnęłam. Zazwyczaj w nowych
miejscach byłam spięta, ale u nich aż tak się nie denerwowałam.
Spokojnie brałam udział w rozmowie i nie czułam się obca.
Justin
Po obiedzie
zdecydowałem odprowadzić Melly do domu. Wcześniej byłem trochę
otępiały, ale trochę się rozluźniłem widząc, że dziewczyna
lekko się uśmiecha. Może właściwie się nie uśmiechałam, ale
na jej twarzy nie było żadnego grymasu, więc uznałem to za
uśmiech.
-Dziadkowie cię
polubili-powiedziałem spokojnie.
-Z wzajemnością.
-Jeśli będziesz
miała ochotę zawsze możesz do mnie przyjść.
-Chyba do twoich
dziadków. Ciebie widzę wystarczająco często kiedy zaczepiasz mnie
na ulicy.
Pokiwałem
zdezorientowany głową. Sprawiała, że nie wiedziałem co
odpowiedzieć. Kiedy zbliżyliśmy się do pierwszego zakrętu przy
domu Bolingów stwierdziła, że powinienem już wracać.
Uśmiechnąłem się przyjaźnie i uniosłem rękę żeby pomachać
jej na pożegnanie. Zazwyczaj po takim czasie była już dziesięć
metrów ode mnie i szła do domu, ale tym razem nie uciekła tak
szybko. Nagle złożyła na moich ustach najszybszy pocałunek na
świecie. Spojrzałem na nią, ale była już wtedy te dziesięć
metrów dalej. Nie wiedziałem czy za nią biec i prosić o jakieś
wytłumaczenie, czy coś krzyknąć. Zamurowało mnie. Przyłożyłem
dłoń do twarzy i odwróciłem się w stronę swojego domu.
Przyzwyczaiłem się, że była dla mnie zimna jak lód i traktowała
mnie jak jakiegoś zwykłego chłopaka, bo kolegą by mnie nie
nazwała. Co to było?
kiedy dasz tutaj nowy rozdział? http://bieber-jn.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń