06 kwietnia 2013

N. 5

Justin

Kończąc szkołę myślałem, że nie będę już tak reagował na poniedziałki. Nic się jednak nie zmieniło. Zamykając rano lodówkę, z której wcześniej wyciągałem sok żeby się orzeźwić zawsze rzucała mi się w oczy kartka z kalendarza, na której babcia skreśliła pierwszy dzień tygodnia. Dochodziło do mnie, że cały poprzedni tydzień był taki sam jak poprzedni i ten rozpoczynający się też nie będzie się niczym różnił. Czułem, że tracę czas. Jako dzieciak miałem wielkie marzenia, ale na szalonych wizjach wszystko się kończyło. Czasem myślałem, że skończę jak mama. Była młodą kobietą, ale jej życie zatrzymało się kiedy była w moim wieku i mnie urodziła. Zaczęła pracować na kilku etatach żebyśmy jakoś przeżyli kolejny miesiąc, tydzień. Świadomość, że robiła to, abym ja nie musiał robić tego w przyszłości mnie zabijała. Czułem, że ich zawodzę.
Rano wyszedłem na pierwszą zmianę w fast foodzie. Musiałem pomóc w rozpakowaniu bułek i sosów. Wszystko jak zwykle. Ludzi było mało, bo dla uczniów zaczęła się szkoła, a inni byli w pracy. Tylko w porze lunchu mieliśmy co robić. Potem tylko trzy godziny i moja zmiana się kończyła. I tak przez cały tydzień...
Po obiedzie poszedłem do klubu, bo rozpoczynał się sezon piłkarski. Na początku grały najstarsze roczniki. Lubiłem się trochę wyżyć w grze. Z Ryanem byliśmy dobrymi partnerami i właściwie to my rządziliśmy na boisku. Po skończonym meczu usiedliśmy na pustych trybunach. Razem wypiliśmy chyba dwa litry wody. Tata Ryana podszedł do nas i zapytał czy nie moglibyśmy poćwiczyć z małymi czyli przedszkolakami. Kyle, który jest ich trenerem miał coś z dyskiem i nie dał rady przyjść. Postanowiłem zostać i pomóc przyjacielowi, bo nie wyobrażałem go sobie samego z gromadą dzieci. W przerwie poszliśmy coś zjeść do moich dziadków. Babcia stwierdziła, że pewnie będziemy tak wpadać na jedzenie nawet kiedy będziemy po pięćdziesiątce. Wzruszyliśmy wtedy ramionami lekko się śmiejąc. Trochę się zasiedzieliśmy i na boisko musieliśmy prawie biec. Kiedy byliśmy na miejscu kilkoro rodziców już na nas czekało. Ryan zaczął im tłumaczyć dlaczego nie było Kyle'a. W pewnym momencie pchnął mnie w brzuch.
-Witaj-powiedziałem.
-Tylko nie mów, że to ty ich trenujesz-powiedziała brunetka kładąc jedną rękę na biodrze, a drugą ściskając dalej wózek.-Przepraszam, gdzie jest trener?-zwróciła się do jakiejś matki.-Przecież dwóch nastolatków nie ogarnie gromady przedszkolaków.
-Ryan jest drugim trenerem i doskonale się spisuje-odpowiedziała kobieta.-A Justin to złoty chłopak-spojrzała na mnie z uśmiechem.-Chłopcom nic nie będzie.
-No dobrze-dziewczyna uśmiechnęła się lekko do kobiety.-Czy powinnam zostawić swój numer na wszelki wypadek?-krzyknęła do Ryana.
-Nie trzeba-rzucił idąc po piłki.
-Ale można-zapomniałem ugryźć się w język.
Dziewczyna lekko zmarszczyła brwi. Nie wiem co właściwie spodobało mi się w jej minie, ale nie mogłem opanować uśmiechu. To jeszcze bardziej jej się nie spodobało. Nic nie mówiąc przygryzła lekko wargę i odeszła wykręcając wózkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz