21 kwietnia 2013

N. 10


Justin
Od dnia kiedy Melly tak mnie zaskoczyła zacząłem odczuwać jeszcze większą chęć poznania jej bliżej albo chociaż spędzenia z nią większej ilości czasu. Od razu w poniedziałek czekałem na treningi maluchów i miałem gdzieś co pomyśli o tym Ryan. Siedziałem na trybunach i przysłuchiwałem się szelestowi liści, którymi poruszał jesienny wiatr. Nie pojawiła się ani ona, ani Chris. Nigdy się nie spóźniała,więc poszedłem do domu. Po drodze myślałem co się stało. Byłem lekko zażenowany, bo czułem się jakbym to ja był dziewczyną, a Melly chłopakiem, który mnie olał. Paskudne uczucie. Gdybym miał do niej telefon zadzwoniłbym, ale choć kilka razy zapytałem ją o niego, za żadnym razem mi go nie dała. Nie wiedziałem co powinienem zrobić. Trzy dni łaziłem i szukałem jej nie wiadomo gdzie. Potem się poddałem. Byłem zły i nie chciałem jej widzieć. Jeżeli chciała doprowadzić mnie do szaleństwa to jej się udało. Okazało się, że Ryan miał racje-była dziwaczką.
W weekend zdecydowałem się odwiedzić ją w domu Bolingów żeby wszystko wyjaśnić.
-Witaj Justin-przywitał mnie pan domu.
-Dzień dobry-zawachałem się.-Babcia kazała mi przekazać książki dla Melindy. Miała je odebrać we wtorek, ale się nie pojawiła. Mówiła, że są jej potrzebne-zacząłem wymyślać historię.
Mężczyzna z zastanowieniem przyglądał się moim pustym rękom.
-Mam je w samochodzie-wskazałem palcem na ulicę.-Trochę ich jest i nie wiem co dokładnie chciała.
-Dobrze, zaraz ją zawołam-powiedział.-Wejdź do środka.
Wszedłem do domu, ale trzymałem się blisko drzwi. Czułem się trochę niepewnie, więc zacząłem bujać się na piętach. Zobaczyłem ją schodzącą po schodach w ciemnych dżinsach i zielonej koszulce. Nie była zachwycona moją wizytą. Szybko wyszliśmy na dwór i ruszyliśmy do mojego samochodu, w którym jak oboje wiedzieliśmy nic nie było.
-Co się z tobą działo przez cały tydzień?-zapytałem.
-Nic.
-To dlaczego się nie spotkaliśmy?
-My się nie spotykamy.
-Do tej pory widywaliśmy się prawie codziennie. Całowaliśmy się nawet.
-To, że cię pocałowałam nic nie znaczy.
-Więc zrób to jeszcze raz.
-Chyba coś ci się pomyliło. To było nic nieznaczące i jednorazowe-powiedziała odwracając się przodem do domu.
Szedłem za nią, bo nie chciałem jej odpuścić. Miała mi jednoznacznie powiedzieć o co jej chodzi.

Melly
Chciałam żeby zostawił mnie w spokoju i po prostu odjechał. Nie mogłam powiedzieć mu tego co myślałam, bo nie byłoby to dobre dla żadnego z nas. Myślałam, że odejdzie, ale nie dawał za wygraną. Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich mój pracodawca. Uśmiechał się, ale nie był jakiś zachwycony tą wizytą.
-A co z książkami?-zapytał.
-To nie te, które chciałam-powiedziałam spokojnie.
-Zabiorę przy okazji książki, które ma u siebie żeby nie musiała iść do biblioteki-usłyszałam za sobą głos Justina.
-To miłe z twojej strony. Melindo, może zapisz na wszelki wypadek swój numer Justinowi, żeby nie doszło ponownie do takich nieporozumień?
Skrzywiłam się lekko żeby po chwili znowu sztucznie się uśmiechnąć. Poszłam na górę i zaczęłam szukać jakiejś książki. W końcu wzięłam jakiś słownik i zeszłam z nim na dół. Podałam go Justinowi. Na małej karteczce wręczyłam mu też zapisany numer pomijając jedną cyfrę. Rzucił na niego okiem.
-Chyba zapomniałaś o jakiejś cyfrze-powiedział nagle patrząc mi w oczy.
Nie wierzyłam, że to zauważył. Okazało się, że umie liczyć do dziewięciu. Zadziwiające. Gdyby obok nie stał cały czas pan Boling powiedziałabym coś odrzucającego, ale niestety sam chwycił on karteczkę i wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy.
-Na końcu powinno być 69, a nie samo 9-powiedział oddając karteczkę Justinowi.
Słysząc tę liczbę Justin miał się już roześmiać i spojrzeć na mnie znacząco, ale skarciłam go spojrzeniem i dałam mu znać, że na niego już czas. Wychodząc przeczesał dłonią włosy. Od razu zamknęłam za nim drzwi.
-To miły chłopak-powiedział pan B. i wrócił do do salonu.
Nie wiedziałam dlaczego wszyscy nazywają go „miłym chłopakiem”. Był całkowicie normalny i małomiasteczkowy. Pewnie gdyby przerysować jego postać na potrzeby filmu byłby tym dobrym chłopakiem, który na jakiejś farmie pomaga matce przy zwierzętach, a ojcu pomaga naprawiać samochody ubrany w biały, przybrudzony podkoszulek. Mnie osobiście denerwował, bo faktycznie był jakiś taki trochę idealny pod paroma względami. Jednak traciło to swój czar, kiedy się do mnie przyczepiał i był nachalny. Nie chciałam o nim długo myśleć, ale jakoś nie chciał opuścić mojej głowy. Zostaw mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz